poniedziałek, 16 maja 2011

Polityka: Donek kontra kibice

Stało się! Donald Tusk zszedł z piedestału premiera Rzeczypospolitej i postanowił zakończyć problemy Polaków. Co najbardziej doskwiera każdemu uczciwemu obywatelowi naszego kraju? Drożyzna w sklepach? Gdzie tam. Wysoki podatek VAT? Pff. Stadionowi bandyci to największy problem Polski. Donek nie wahał się ani chwili i wypowiedział im wojnę. Szkoda tylko, że nie pomyślał wcześniej o tym, że może mieć z jej powodu więcej problemów niż korzyści.





Zadyma po finale pucharu Polski w Bydgoszczy, przelała czarę goryczy. Donald Tusk, jako wielki fan futbolu nie mógł pozwolić na takie zachowanie kibiców. Bardzo szybko zadecydował, że jedynym wyjściem będzie zamknięcie stadionów. Po raz pierwszy w historii- już w czasach Piłsudskiego je zamykano, zamknięto nie miejsce, w którym doszło do rozróby, lecz stadiony obu drużyn. Totalnie zaskoczyło to kibiców Lecha i Legii i doprowadziło do wybuchu fali nienawiści oraz protestów przeciwko decyzji premiera. Decyzji moim zdaniem zupełnie nietrafionej i zbędnej. Po raz kolejny okazało się, że znana mi już z czasów szkoły podstawowej, odpowiedzialność zbiorowa to pomyłka.

Dlaczego kibic, który kupił bilet i chce przyjść obejrzeć spotkanie swojej ukochanej drużyny musi odpowiadać za zachowanie chuliganów? Nie wiem, ale Donek najwyraźniej rozumuje w inny sposób. Premier nie dostrzega, że na zamkniętych stadionach tracą, także kluby. Gdyby tak bardzo zależało mu na wyłapywaniu osób odpowiedzialnych za demolkę w Bydgoszczy to, dlaczego dopiero po tygodniu doszło do pierwszych aresztowań? Tłumaczenie się tym, że sprawcy mieli założone kominiarki to zwykła wymówka. Wystarczy obejrzeć zdjęcia zrobione tamtego dnia, aby przekonać się, że wielu kiboli nie miało zasłoniętych twarzy. Czyżby policja za mało się starała? Według mnie odpowiedź jest o wiele prostsza i bardziej kuriozalna: wojna z kibicami to kolejny temat zastępczy. Tak, zdaję sobie sprawę, że już na pewno o tym słyszeliście, ale taka jest prawda.

Już wcześniej doszło do sytuacji, kiedy Donald Tusk chciał na siłę uszczęśliwić polski naród i wskazał Nam wspólnego wroga. Był to wróg najgorszy z możliwych, bezwzględny kapitalista, który na krzywdzie dzieci gromadził swój majątek- Dawid Bratko zwany, także królem dopalaczy. Polska stała wtedy na krawędzi zapaści finansowej z powodu powiększającego się deficytu budżetowego. Rezolutny premier, aby odwrócić od siebie uwagę dziennikarzy obwiniających go za problemy kraju, znalazł sobie temat zastępczy. Temat, który generował ogromne pokłady emocji, skupił media tylko na jednym- delegalizacji dopalaczy. Można by się kłócić, czy była to zła decyzja, ponieważ środki sprzedawane w sklepach Bratki były w dużym stopniu niebezpiecznie, jednak oczernianie człowiek prowadzącego legalny biznes było zupełnie bezpodstawne. Dzisiaj prawie wszyscy zdają sobie z tego sprawę i czekają na moment, kiedy państwo będzie musiało wypłacić królowi dopalaczy ogromne odszkodowanie tytułem łamanie prawa gospodarczego.

Tym razem jest podobnie. Zamykanie stadionów, spektakularne akcje wyłapywania chuliganów( względem, których jak twierdzą prawnicy, wystarczyłoby tylko wysłać zawiadomienie o stawieniu się na komisariacie), czy nakazywanie policji aresztowanie ludzi trzymających transparenty obrażające premiera, to zagrania bezcelowe. Na pewien moment uspokoją sytuację, ale w konsekwencji dadzą natchnienie innym do buntowania się przeciwko rządowi. Donald Tusk nie przemyślał chyba do końca swojej decyzji o podjęciu walki z chuliganami. Jego rząd w obliczu deficytu sukcesów potrzebował czegoś, czym mógłby się pochwalić przed zbliżającymi się wyborami. Moim zdaniem wybór był niefortunny. Zamiast przyciągnąć elektorat może go oddalić od PO i spowodować porażkę partii. Całkiem możliwe, że hasło protestujących: „ Donald matole, Twój rząd obalą kibole” stanie się prorocze.

Pomimo całkowitej świadomości tego, że walka z kibolami to temat zastępczy nie mogę się, jednak odpędzić od myśli o tym, że z polskimi stadionami naprawdę trzeba coś zrobić. Do zadym nie dochodzi już tak często jak kiedyś, ale jednak się zdarzają. Powinniśmy wziąć przykład z naszych zachodnich sąsiadów i zmienić zasady dotyczące bezpieczeństwa na stadionach. Nie, dlatego, że zbliża się Euro 2012 i chuligani będą ogromnym zagrożeniem. Czy ktokolwiek wierzy w to, że nagle wszyscy kibole wylosują bilety na mecze mistrzostw Europy i urządzą bijatyki? Przecież to niemożliwe. Zmiany zasad powinny odnosić się do poprawy bezpieczeństwa na meczach ligowych. Anglia jest idealnym wzorem, z którego powinniśmy czerpać, lecz nie możemy robić tego na szybko. Odmiana oblicza polskich stadionów potrzebuje czasu i nie nadejdzie na przestrzeni paru dni. Już dzisiaj widać pierwszy symptom poprawy, a jest nim wprowadzenie karty kibica Ekstraklasy. To pierwszy krok w kierunku przybliżenia naszych stadionów do Europy.

Jestem pewny, że możemy spodziewać się kolejnych bitew podczas kampanii przeciwko kibolom. Czy ta wojna ma jakikolwiek sens? Moim zdaniem nie. Gdyby Donaldowi Tuskowi tak bardzo zależało na zwalczaniu chuligaństwa na stadionach to zająłby się tym już dawno. Rząd już kiedyś robił przymiarki do zmian w zasadach bezpieczeństwa podczas imprez sportowych, ale kończyły się one tylko na pomysłach. Miejmy nadzieję, że parlamentarzyści nie przygotują kolejnego bubla prawnego w stylu ustawy antydopalaczowej( ciekawe, że dopalacze są zakazane w Polsce, a nowe prawo przeciwko narkotykom zezwala na posiadanie substancji odurzających…), bo byłoby to już przesadą. Najsmutniejsze w tym wszystkim jest to, że pomimo świadomości zagrań Donka, lud i tak ślepo za nim podąży. Ja tam dziękuje, za taką „ zieloną wyspę”!

1 komentarz:

  1. W Anglii nie jest tak idealnie, jak się wszystkim wydaje. A jeśli chodzi o reformy praw związanych z kibicowaniem, to jest to zdecydowanie głębszy temat :P

    OdpowiedzUsuń