niedziela, 28 kwietnia 2013

Społeczeństwo: Relatywnie zły i dobry


Rzekomo każdy kij ma dwa końce. Możemy także wyróżnić dwie strony medalu. Ale, czy zachowanie będące dla jednych z gruntu złe, dla innych może być dobre? Zdaję sobie sprawę, że na świecie istnieje całe mnóstwo obrzędów religijnych, dlatego też postaram się abstrahować od nich. Temat, który chcę dzisiaj poruszyć jest bardzo skomplikowany, ponieważ okazuje się, że z moralnego punktu widzenia, mogę być jednocześnie i zły, i dobry.

Relatywizm moralny może doprowadzić do tego, że nasza percepcja będzie zakręcona, niczym koń na skrzyżowaniu z sygnalizacją świetlną. Rozumiem, że każdy żyje według swoich zasad i każdy ma swoje sumienie. Jak jednak można postrzegać tę samą postawę w dwa zupełnie skrajne sposoby?

O ile jestem w stanie zrozumieć zasady manicheizmu i dualizmu moralnego, to teorie propagowane przez Heraklita z Efezu wydają się niedorzeczne. Protagoras i sofiści sugerowali, że miarą wszystkiego jest człowiek, ale czy to wystarczy, aby zyskać prawo do usprawiedliwienia wszystkiego? Znak jing i jang można traktować jako symbol dualizmu, ale to, że ktoś pojmuje zło, jako dobro, nie prowadzi już do równowagi w przyrodzie.

Tekst ten nie jest swego rodzaju wyprawą krzyżową, konkwistą. Tym razem nie będę namawiał do religijnego fanatyzmu. Chcę Wam jednak uświadomić, że termin zwany relatywizmem moralnym jest drogą na skróty. Być może niektórzy lubią takie drogi, ale czy relatywizm nie jest uniwersalnym wytrychem, będącym usprawiedliwieniem dosłownie wszystkiego? To zupełnie nielogiczne, jak argument „nie, bo nie”.

wtorek, 23 kwietnia 2013

Polityka: Zwolnienie z rzetelności


Dziś będzie wyjątkowo „rzetelnie, lewicowo i liberalnie”. Bo czy Internet, Facebook, Twitter i natłok informacji w sieci zwalniają dziennikarzy z obowiązku profesjonalizmu i rzetelności? Być może Monika Olejnik jest innego zdania, niż ja. W każdym razie, w minionym tygodniu „po lewej stronie” działo się dość dużo, więc warto przyjrzeć się tymże nowinkom.


Oczywiście wiadomość o wybuchach w trakcie bostońskiego marszu to tragiczna wiadomość, ale czy Monika Olejnik zachowała się poważnie publikując notkę: „Dwa wybuchy – w Bostonie, nie Smoleńsku”? Według mnie, portale społecznościowe nie zwalniają z żadnej odpowiedzialności. To, że dana opinia nie idzie akurat na żywo w radio, programie TV, czy też nie jest publikowana w gazecie, nie oznacza, że osobie publicznej, która pretenduje do miana opiniotwórczego dziennikarza to przystoi. Może i zdarzy mi się czasem rzucić mięsem na „FB”, ale jeszcze (sic!) nie jestem ani dziennikarzynom  z TVN-u, ani pismakiem z „Wyborczej”, a grono moich czytelników ogranicza się do biednych ludzi z Tybetu, którzy nie wiedzą cóż począć ze swoim życiem.

Jestem w stanie zrozumieć, że temat Smoleńska „przejadł się” polskiej opinii publicznej. Nie jestem jednak w stanie pojąć, jak nasz rząd mógł pozwolić sobie na tak lekceważącą postawę, jeśli chodzi o wyjaśnienie tej sprawy i śledztwo. Fakt faktem, nie powinniśmy o tym tyle dyskutować. I tak też by się stało, gdyby osoby rządzące tym krajem nie miały w dalekim poważaniu suwerenności Polski. Niestety tak zwanych „dupolizów” można znaleźć wszędzie. W naszym miejscu pracy, w szkole, w polityce i w mediach.

Jako że obiecałem dzisiaj „rzetelność”, nie będę więc wspominał o tym, jak Monika Olejnik „profesjonalnie” prowadzi swoje programy, które przecież w żadnym razie nie przypominają kłótni przekupek na targu. Nie będę też pisał o rzekomym pseudonimie Olejnik opublikowanym w „Mity i fakty”. A skoro nie będzie nic o towarzyszce Stokrotce, to nie będzie i o jej ojcu, Tedeuszu Oleniku, majorze komunistycznych Służb Bezpieczeństwa. Pominę również kwestię rozwodu i studia z zootechniki. Kurde, w takim razie nie mogę chyba napisać nic.

środa, 17 kwietnia 2013

Marian Kowalski: Polityków gubią nadmierne ambicje


Człowiek o bardzo popularnym nazwisku, ale także i wyjątkowo nieprzeciętnej charyzmie, czyli Marian Kowalski, opowie nam o Ruchu Narodowym, będącym nowym przedsięwzięciem na polskiej scenie politycznej.



Sako: Czym w ogóle jest Ruch Narodowy?

Marian Kowalski: Ruch Narodowy jest to oddolna akcja, głównie osób młodych o poglądach narodowych i patriotycznych, która jest reakcją na skostniały system demokratyczny i niewydolność obecnych instytucji państwowych.

S: Wasze działanie zaczęło się od Marszu Niepodległości, obecnie jest o Was coraz głośniej. Pojawiła się też deklaracja ideowa Ruchu Narodowego. Możemy się spodziewać Was także w najbliższych wyborach do Europarlamentu?

MK: Żadnych decyzji jeszcze nie ma. Dostosujemy się do woli naszych działaczy terenowych. Jeżeli uznają, że jest to potrzebne, to na pewno nie uchylimy się od odpowiedzialności.

S: Marsz Niepodległości jest niewątpliwie Waszym wielkim sukcesem. Niespodziewanie udało się przyciągnąć wielu ludzi, ale czy uda się również zaskarbić zaufanie wyborców?

MK: Nie boję się konfrontacji naszych poglądów z poglądami innych ugrupowań. Natomiast podkreślam, że nie kieruję się własnymi ambicjami, czy chęcią zrobienia kariery, bo miałem już możliwość robienia tego w organizacjach, które funkcjonują w obiegu publicznym. Jest jednak wiele problemów, które nie mogą czekać, dlatego też nie uchylamy się od działań czysto demokratycznych.

piątek, 5 kwietnia 2013

Polityka: Wojna nuklearna i wojna cybernetyczna


W Korei robi się coraz goręcej i to nie ze względu na pogodę. Rosja, a także Chiny, które starały się stać po stronie swoich komunistycznych przyjaciół, zajmują coraz bardziej neutralne stanowisko. Tymczasem Stany Zjednoczone i Korea Południowa coraz bardziej obawiają się ataku Kim Dzong Una i Pjongjangu.



Gdyby tak 4 z wyżej wymienionych państw użyły pewnego przycisku, powierzchnia naszego globu mogłaby się diametralnie zmienić. Na razie nie obierałbym jednak aż tak czarnego scenariusza, ale jak mawiali starożytni Czesi „never say never”. Mawia się także, że kto mieczem wojuje, ten od miecza ginie. Po co więc amerykańskie bombowce B2 przelatywały przez terytorium komunistycznej Korei?  Po co te prowokacje? Dyplomaci z USA mówią tylko, że mają swoje sprawy i nie muszą się z tego tłumaczyć. Tymczasem, gdyby Kim Dzong Un zachował się tak, jak niepełnosprawny sprinter Oscar Pistorius, mógłby zestrzelić bombowce B2, twierdząc, iż sądził, że to atak ze strony USA. Lekkoatletyczny reprezentant RPA wyszedł z aresztu po wpłacie kaucji, więc być może młody Kim Dzong też by się jakoś wywinął?

Z pewnością daleko mi do stawania w obronie koreańskiego wodza z Partii Pracy. Dziwi mnie jednak kaganek pokoju i oświaty, który noszą uzbrojeni po zęby żołnierze USA. W pewnym sensie ich wyprawy do Iraku, czy Afganistanu przypominają mi apokryficzne wyprawy krzyżowe. Ot, wspaniali Amerykanie będą nawracać świat. Może z pomocą przyjdą im Żydzi, którzy wprowadzają w życie nową wersję holocaustu, nawracając naród palestyński.