niedziela, 28 kwietnia 2013

Społeczeństwo: Relatywnie zły i dobry


Rzekomo każdy kij ma dwa końce. Możemy także wyróżnić dwie strony medalu. Ale, czy zachowanie będące dla jednych z gruntu złe, dla innych może być dobre? Zdaję sobie sprawę, że na świecie istnieje całe mnóstwo obrzędów religijnych, dlatego też postaram się abstrahować od nich. Temat, który chcę dzisiaj poruszyć jest bardzo skomplikowany, ponieważ okazuje się, że z moralnego punktu widzenia, mogę być jednocześnie i zły, i dobry.

Relatywizm moralny może doprowadzić do tego, że nasza percepcja będzie zakręcona, niczym koń na skrzyżowaniu z sygnalizacją świetlną. Rozumiem, że każdy żyje według swoich zasad i każdy ma swoje sumienie. Jak jednak można postrzegać tę samą postawę w dwa zupełnie skrajne sposoby?

O ile jestem w stanie zrozumieć zasady manicheizmu i dualizmu moralnego, to teorie propagowane przez Heraklita z Efezu wydają się niedorzeczne. Protagoras i sofiści sugerowali, że miarą wszystkiego jest człowiek, ale czy to wystarczy, aby zyskać prawo do usprawiedliwienia wszystkiego? Znak jing i jang można traktować jako symbol dualizmu, ale to, że ktoś pojmuje zło, jako dobro, nie prowadzi już do równowagi w przyrodzie.

Tekst ten nie jest swego rodzaju wyprawą krzyżową, konkwistą. Tym razem nie będę namawiał do religijnego fanatyzmu. Chcę Wam jednak uświadomić, że termin zwany relatywizmem moralnym jest drogą na skróty. Być może niektórzy lubią takie drogi, ale czy relatywizm nie jest uniwersalnym wytrychem, będącym usprawiedliwieniem dosłownie wszystkiego? To zupełnie nielogiczne, jak argument „nie, bo nie”.


Skoro człowiek jest miarą wszechrzeczy, jesteśmy ludźmi i nic, co ludzkie nie powinno być nam obce, może powinniśmy zacząć mordować? Idea relatywizmu z pewnością by nas usprawiedliwiła. Przecież wszystkiego trzeba w życiu spróbować. A może zupa z maku? Czemu by nie?

Relatywizm idzie w parze z domeną „zasady są po to, żeby je łamać”. Według mnie, w ewidentny sposób trąci to anarchią. Mimo iż nie jestem zwolennikiem nieudolnie działających służb stojących na straży prawa, to do anarchisty bardzo mi daleko. Jeśli nie chcemy popaść w totalny nieład i chaos, jakieś zasady są nam potrzebne. Miło byłoby wynieść telewizor ze sklepowej wystawy. Gorzej, gdyby ktoś wyniósł nasz telewizor.

Nie wiem, jak wielu zwolenników egocentryzmu czyta ten tekst. Sam miewam egoistyczne zapędy, ale czy każdy z nas jest pępkiem świata? W dobie krzewionej wolności i relatywizmu, ciężko byłoby stwierdzić, kto jest mordercą. Kibic biorący udział w ustawce, czy niedoszła matka poddająca się zabiegowi aborcji? A może nikt? Może morderca, to po prostu pojęcie względne?

Pozostańmy więc przy moim ulubionym wątku kibicowania. Zastanawiam się, czy mecze nie powinny odbywać się bez udziału publiczności. Wówczas Tomasz Lis nie musiałby uciekać z angielskiego stadionu Old Trafford, bo ktoś wrogo na niego patrzył. Kiedy koledzy w trakcie oglądania meczu mówią do mnie „no to piwo”, możemy zaobserwować jedynie iskierkę zła. Całym pożarem są natomiast banery prezentowane podczas europejskich rozgrywek klubowych. UEFA sugeruje mi bowiem slogan „no to racism”. To chyba kwintesencja relatywizmu, ponieważ Anglicy rzekomo odbierają to, jako sprzeciw wobec rasizmu. Nie wiem  już, czy to zwariował świat, czy też ja.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz