wtorek, 23 kwietnia 2013

Polityka: Zwolnienie z rzetelności


Dziś będzie wyjątkowo „rzetelnie, lewicowo i liberalnie”. Bo czy Internet, Facebook, Twitter i natłok informacji w sieci zwalniają dziennikarzy z obowiązku profesjonalizmu i rzetelności? Być może Monika Olejnik jest innego zdania, niż ja. W każdym razie, w minionym tygodniu „po lewej stronie” działo się dość dużo, więc warto przyjrzeć się tymże nowinkom.


Oczywiście wiadomość o wybuchach w trakcie bostońskiego marszu to tragiczna wiadomość, ale czy Monika Olejnik zachowała się poważnie publikując notkę: „Dwa wybuchy – w Bostonie, nie Smoleńsku”? Według mnie, portale społecznościowe nie zwalniają z żadnej odpowiedzialności. To, że dana opinia nie idzie akurat na żywo w radio, programie TV, czy też nie jest publikowana w gazecie, nie oznacza, że osobie publicznej, która pretenduje do miana opiniotwórczego dziennikarza to przystoi. Może i zdarzy mi się czasem rzucić mięsem na „FB”, ale jeszcze (sic!) nie jestem ani dziennikarzynom  z TVN-u, ani pismakiem z „Wyborczej”, a grono moich czytelników ogranicza się do biednych ludzi z Tybetu, którzy nie wiedzą cóż począć ze swoim życiem.

Jestem w stanie zrozumieć, że temat Smoleńska „przejadł się” polskiej opinii publicznej. Nie jestem jednak w stanie pojąć, jak nasz rząd mógł pozwolić sobie na tak lekceważącą postawę, jeśli chodzi o wyjaśnienie tej sprawy i śledztwo. Fakt faktem, nie powinniśmy o tym tyle dyskutować. I tak też by się stało, gdyby osoby rządzące tym krajem nie miały w dalekim poważaniu suwerenności Polski. Niestety tak zwanych „dupolizów” można znaleźć wszędzie. W naszym miejscu pracy, w szkole, w polityce i w mediach.

Jako że obiecałem dzisiaj „rzetelność”, nie będę więc wspominał o tym, jak Monika Olejnik „profesjonalnie” prowadzi swoje programy, które przecież w żadnym razie nie przypominają kłótni przekupek na targu. Nie będę też pisał o rzekomym pseudonimie Olejnik opublikowanym w „Mity i fakty”. A skoro nie będzie nic o towarzyszce Stokrotce, to nie będzie i o jej ojcu, Tedeuszu Oleniku, majorze komunistycznych Służb Bezpieczeństwa. Pominę również kwestię rozwodu i studia z zootechniki. Kurde, w takim razie nie mogę chyba napisać nic.

Błyskotliwy Robert i prawdziwa „Gazeta”

Chyba wszyscy pamiętają wypowiedź Roberta Biedronia na antenie Radia Zet w programie wcześniej rzeczonej Moniki Olejnik? Chodzi o wiedzę (tzn. jej brak ) na temat konwentu seniorów oraz prezydium sejmu. Na szczęście na studiach z zakresu politologii na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim w Olsztynie uczą, ilu jest posłów i senatorów i absolwent tychże studiów, czyli poseł Biedroń znał już odpowiedź. To jednak już historia i przyznam szczerze, że nie jest łatwo znaleźć film dokumentujący to wydarzenie. Musiałem się poświęcić i wejść na stronę gazety.pl .

Ostatnio sprostałem jeszcze trudniejszemu zadaniu, ponieważ gościłem w trójmiejskiej redakcji „Gazety”, gdzie przekonałem się że... kłamie. Redaktor Marek Sterlingow, który z akcentu przypomina Mariusza Maksa Kolonko, najwidoczniej najadł się dziwnych tabletek i sugerował młodym adeptom dziennikarstwa, iż jego strona bije w rankingach wp.pl . Po tym, jak moje serce zostało wielokrotnie złamane, nie jestem już ufny i postanowiłem sprawdzić tę wiadomość. Okazało się, że nie tylko ja mam problemy z matematyką, ale redaktor Sterlingow również.

Wróćmy jednak do barwnego i kolorowego Roberta Biedronia, który ostatnimi czasy wypowiedział wojnę kibolom. Postanowił być takim samym twardzielem, jak Donek. Zobaczymy, kto z tej wojaczki wróci z tarczą, a kto na tarczy. W każdym razie, kibice z całej Polski powinni się strzec i chodzić na mecze z zaciśniętymi pośladkami!

Znacie chyba dowcip o spowiedzi homoseksualisty?
- Proszę księdza, zgrzeszyłem. Uprawiałem seks z mężczyzną.
- Oj, będzie piekło… - odpowiada duszpasterz, który nie widzi możliwości rozgrzeszenia.
- Już piecze! – mówi smutny gej.

Co do samego Biedronia, co to za polityk, którego głównym (o ile nie jedynym) zadaniem jest krzewienie dewiacji? To, że ukończył politologię do niczego go nie upoważnia, tym bardziej, że widać jego ewidentne braki merytoryczne. Nie sposób nie zgodzić się ze słowami Mariana Kowalskiego, z którym rozmowę mogliście przeczytać na łamach bloga. „Płacąc na Biedronia, czuję się jak Murzyn płacący na «Ku Klux Klan»”.

Europa Plus, czy minus?

Jakże miłe grono postanowiło ostatnio działać razem. Janusz Palikot (fanatyk wibratorów), Ryszard Kalisz (leczący się lewatywami) i Aleksander  Kwaśniewski (ciężko chory na chorobę filipińską). Jak mawiał mój znajomy „z czym do ludzi z Senegalu?”. A my z takim gronem pchamy się do Europy. Wystarczy, że naczytałem się o tym, że Donald „Niepodległy” Tusk i Radosław „Wierny” Sikorski mają objąć wysokie stanowiska w Unii Europejskiej. Pamiętacie jak na początku pisałem o „dupolizach”? Czasem się opłaca.



Należy jednak liczyć się z tym, że zadając się z wyżej wymienionymi panami, może i zyskamy jakiś prestiż w Europie, ale w naszym kraju nie każdy przywita nas ciepło. Dla przykładu, taki Janusz Palikot został zaatakowany w Nowym Sączu. Terroryści mieli broń! To znaczy, szesnastoletni chłopak oblał Palikota pistoletem na wodę, a oburzony tym agresywnym zachowaniem Janusz… zgłosił sprawę na policję.

Mimo że staram się walczyć z nałogami, po przeczytaniu powyższego tekstu człowiek może nie mieć ochoty na nic więcej, jak tylko zachorować na słynną chorobę filipińską. Ciekawe tylko, czy dowiem się wówczas od mojej partnerki, czym jeść bezę… Mariusz Walter mawiał kiedyś: jedzmy łyżką, a nie chochlą! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz