środa, 4 maja 2011

Film: Odzyskałem wiarę w polskie kino

Zapewne wszyscy zdajemy sobie sprawę, że Polska kinematografia zdycha i to już od kilku dobrych lat. Są jeszcze ludzie, którzy starają się przedłużyć jej żywot, jednak jest to tylko wydłużanie agonii. Już dawno straciłem wiarę w polskie kino. Obrazy takie jak „ Dom Zły” , „ Rewers” , czy „ Wesele” były dla mnie tylko wyjątkami- różami, które wyrosły na kupie gnoju. Dzisiaj nikt nie wzoruje się na nas, lecz my na innych... Wszystko zmieniło się w momencie, kiedy niechętnie wybrałem się do kina i obejrzałem film, który zmienił moje podejście.





„ Sala samobójców”, bo o niej mowa to debiut Jana Komasy, debiut udany, lecz niestroniący od wad. Opowiada historię Dominika, który ma wszystko. Bogaci rodzice sponsorują mu każdą zachciankę, już niedługo ma zdawać maturę, a potem czeka go świetlana przyszłość. Można by powiedzieć, że nasz bohater żyje jak w bajce, aż do momentu, kiedy niewinny incydent staje się przyczyną odizolowania się od ludzi i wciągnięcia w wirtualny świat. Dominik zatraca się w grze komputerowej „ Sala samobójców” i coraz bardziej odsuwa się od swojego otoczenia. Fabuła niby banalna, jednak nigdy wcześniej nie mieliśmy w polskim kinie filmu traktującego o takich problemach. Najłatwiej mógłby scharakteryzować ten obraz, jako traktat o emo, jednak byłoby to spłycenie. Co prawda w pewnym sensie dotyka on tej, skądinąd totalnie pozbawionej sensu subkultury, ale tak naprawdę zupełnie coś innego jest osią całej historii.

Depresyjny klimat obrazu udziela się widzom już w pierwszych scen, kiedy to widzimy przedstawienie w operze. To wprowadzenie to swoista klamra spinająca całą historię i równocześnie sposób jej interpretacji. Niby nic nowego w światowym kinie, jednak jak na polskie standardy nowość. Potem mamy jeszcze większą zmianę klimatu. Obraz staje się śmieszny, momentami duszny, a zaraz potem przepełnia widzów groteską. Chyba najtrafniej byłoby porównać go do kina azjatyckiego, w którym takie żonglowanie emocjami jest na porządku dziennym. W sumie nawet nie do kina, lecz do filmu, anime pod tym względem obraz Komasy jest czymś innowacyjnym. Nie mogę, także nie wspomnieć o scenach rozgrywających się w tytułowej grze. Według mnie były strasznie niepasujące do reszty filmu i czekałem tylko, aż reżyser pozwoli nam wreszcie wrócić do aktorów.

No właśnie, przyszła pora na parę słów o aktorstwie. Moim zdaniem jest dziwnie nierówne. O ile postaci rodziców, które odgrywają Agata Kulesza i Krzysztof Pieczyński są bardzo realistyczne i świetnie wpasowują się w film, o tyle główny bohater jest przedstawiony w sposób nierealistyczny. Na samym początku seansu wydawał mi się sztuczny, jednak Jakub Gierszał potrafił od czasu do czasu pokazać pazur i wprowadzić mnie w zainteresowanie. Pozostałe postaci są odgrywane poprawnie. Co do Romy Gąsiorowskiej to można nie lubić jej sposobu akcentowania, jednak poradziła sobie całkiem dobrze w roli niewychodzącej z własnego pokoju Sylwii. Może udało jej się, dlatego, że grała praktycznie głosem i od czasu do czasu twarzą? Nie wiem, trudno mi się zdecydować na jednoznaczną opinię tak jak ciężko opisać ten film.



Niepoukładana strasznie ta recenzja, ale musicie mi wybaczyć. Wspominałem wcześniej o dużym podobieństwie do kina azjatyckiego i nadszedł czas, żeby rozwinąć ten wątek. O czym tak właściwie opowiada „ Sala samobójców”? Według mnie o współczesnym świecie, świecie, w którym ludzie, coraz bardziej oddalają się od siebie. Rodzice Dominika myślą, że jeżeli dadzą mu wszystko na tacy to uczynią go szczęśliwym, jednak już od pierwszych minut filmu widzimy, że coś jest nie tak. Zapracowana matka niemająca czasu, żeby porozmawiać ze swoim synem i ojciec owładnięty manią prześladowczą, który ciągle wozi ze sobą broń- czy te obrazy są nam tak obce? Wydaje mi się, że nie… Oczywiście reżyser na potrzeby filmu przerysował znacznie wszystkie wątki, żeby lepiej grały one na emocjach widzów( nie mam pojęcia jak ktoś mógł tego nie dostrzec?). Uzależnienie od internetu, próba odnalezienie własnego miejsca na świecie… Może i te tematy były wielokrotnie eksploatowane przez kino, ale nigdy nie w taki nowoczesny sposób. Po raz kolejny napiszę, jeżeli chodzi o Polską kinematografię to mamy tutaj do czynienia z dziełem rewolucyjnym. Czy widzieliście, kiedyś polski film, w którym główny bohater zamyka się na dziesięć dni we własnym pokoju, a wcześniej całuje się z rzeźbą?

Nowatorska tematyka, nietypowa ścieżka dźwiękowa, świetna praca kamery. Pod względem technicznym „ Sala samobójców” jest bardzo dobra. Chyba po raz pierwszy użyto w polskim filmie japońskiej piosenki, która tak idealnie wpasowała się w dziejącą się na ekranie akcje. Ścieżka dźwiękowa jest różnorodna i wydaje mi się, że jeszcze nigdy nie widziałem rodzimego filmu, w którym warstwa dźwiękowa podobała mi się, aż tak bardzo. Żadnych Piasków, Feel’ów itp. tylko porządny rock i punk, przetykany od czasu do czasu muzyką klasyczną i elektroniczną. Wybuchowa mieszanka, która o dziwo nie powoduje odruchów wymiotnych.

Jak dotychczas piszę o tym filmie w prawie samych superlatywach, a nie chciałbym wyjść na nieobiektywnego. Czy „ Sala samobójców” ma wady? Oczywiście, że tak. Pierwsza i najpoważniejsze to jej wtórność. Tak, dobrze przeczytaliście, może i jak na polskie standardy obraz jest nowatorski, jednak na skalę światową nie ma tutaj niczego nowego. Dostaliśmy zmiksowane wątki z azjatyckiego kina traktującego o alienacji społecznej, samotność w dobie rewolucji cyfrowej, o której opowiadał „ Social Network” i uzależnienie od gier sieciowych z „ BenX”. Oczywiście, jeżeli nie widzieliście powyższych obrazów to możecie być zaskoczeni, jednak dla wyrobionego kinomana „ Sala samobójców” to dobra kalka wymienionych przeze mnie wcześniej filmów. Inne minusy? Proszę bardzo: odrealniona fabuła, bezsensowne zachowanie głównego bohatera, który mówi jedno, a w finale robi, co innego, oraz moim zdaniem niepotrzebne sceny w wirtualnej rzeczywistości. Trochę jest tych negatywów…

„ Sala samobójców” to film dziwny i kontrowersyjny. Z jednej strony pokazuje nowe oblicze polskiego kina, oblicze, z którego powinniśmy być zadowoleni. Z drugiej posiada sporo błędów i bezczelnie zrzyna z innych filmów. Mamy tutaj do czynienia z czymś nowym i niespotykanym wcześniej w naszej kinematografii. Mam nadzieję, że film Komasy zmusi ludzi do zastanowienia się, nie tylko nad swoim życiem, ale również nad sytuacją naszego przemysłu filmowego. To dowód na to, że kiedy chcemy to potrafimy kręcić historię opowiadające o czymś innym niż II wojna światowa, lub komunizm. Miejmy nadzieję, że „ Sala samobójców” będzie zwiastunem nowej, jakości polskiego kina. Czy polecam? Trudno mi się zdecydować będąc szczerym… A co mi tam: polecam! Oglądajcie i dyskutujcie na temat tego filmu, bo naprawdę warto!

2 komentarze:

  1. Ktoś kiedyś dobrze powiedział, że my jako naród potrafimy kręcić dobre dramaty. Trudno się z tym nie zgodzić oglądając "Salę samobójców". Obraz widziałem stosunkowo niedawno (mimo, że pracuję w kinie) i jak na polskie warunki, naprawdę robi wrażenie. Jak dla mnie minusem jest przedstawiony świat wirtualny. Na kolana nie powala, aczkolwiek cała historia jest świetna. Ja ze swojej strony jak najbardziej polecam! : )

    OdpowiedzUsuń
  2. Od dawna unikam polskiego kina...
    Jednakże zawsze na Festiwalu Filmów Fabularnych wybieram sobie jeden film polski.
    Zachęcił mnie tytuł.
    Od pierwszych minut nie żałowałam.
    Gra aktorska jak dla mnie była świetna, nawet głównego bohatera, bez problemu mogłam wczuć się w to jak on odbiera świat - według mnie nie było tu żadnej przesady ani przerysowania. Fakt, że u niego popadanie "w obłęd" nie postępowało małymi kroczkami, tylko wielkimi skokami, ale w jakiś sposób autor musiał uwydatnić problem.
    Film faktycznie nie jest powalający, ale zmuszający odbiorcę do przemyśleń - a to już COŚ!
    Jeżeli chodzi o sceny świata wirtualnego - wcale mi nie przeszkadzały - a wręcz przeciwnie. Pozwalały mi wgłębić się w proces tragedii młodzieńca i sposób jego "ucieczki".

    Problemy poruszane w filmie, jak na polską mentalność, są naprawdę kontrowersyjne.

    Pierwszy film, który ukazuje problemy nie tylko nastolatków, ale i RODZINY. Ułomność psychologów i świat młodych w pokrętnym świecie, który się coraz bardziej zatraca.

    Po obejrzeniu, siedziałam w fotelu i nie wiedziałam co mam myśleć o tym filmie. Tyle myśli w głowie... choć zakończenie mnie nie zaskoczyło, ale pozytywnie odebrałam całość.

    Jak dla mnie szacun dla Jana Komasy! Choć muszę również przyznać, że zeszłym roku też byłam równie mile zaskoczona filmem Piotra Dumały "Las" - ale to już zupełnie inna bajka.

    OdpowiedzUsuń