poniedziałek, 14 listopada 2011

Muzyka: Czerwień i liczba 3

3 lata minęły jak z bicza strzelił od momentu wydania przez łódzki zespół rockowy Coma ostatniej pełnoprawnej płyty. " Hipertrofia" trafiła na podatny grunt i spodobała się oddanym fanom formacji, ale miała też wielu przeciwników. Teraz, w momencie wydania nowej, bezimiennej płyty zapewne znowu dojdzie do takiej sytuacji. Ten tekst sponsoruje liczba 3 i duże ilości czerwieni...



3 koncepcje, oto co dostrzegłem po pierwszym przesłuchaniu krążka nazwanego przez fanów " Czerwonym Albumem". Rzeczone koncepcje to podejście do grania muzyki, które miało zmienić wizerunek Comy. Piotr Rogucki wypowiadał się w jednym z wywiadów, że muzykom zależało na tym, aby album nie miał żadnej określonej formy i każdy mógłby sam ją sobie określić. Jak dla mnie to zwyczajne tłumaczenie się z braku pomysłu, ponieważ te 3, wspomniane wcześniej, koncepcje są zupełnie od siebie różne, ale przejdę do tego w trakcie rozwijania swoich myśli... Muszę tylko ostrzec co wrażliwszych czytelników, że nie należę do fanów łódzkiej formacji, chociaż kiedyś przechodziłem okres zafascynowania nią, a nawet byłem na koncercie. To " lets go" jak śpiewa Roguc!



3 lub, któryś raz z kolei wrzucamy płyteczkę do odtwarzacza albo uruchamiamy playera na komputerze( plus należy się za okładkę i oprawę pierwszego oficjalnego teledysku- podoba mi się!) i dostajemy na wstępie ciężkim brzmieniem. " Białe krowy" dają do zrozumienia słuchaczowi, że ma do czynienia z innym podejściem do muzyki niż na " Pierwszym wyjściu z mroku", czy kolejnych albumach. Jest dość ostro, ale mi to nie przeszkadza bo lubię takie energiczne granie, niestety refren psuje cały kawałek przechodząc w coś w stylu lekkiego rocka- podziękujemy już za to. Już za chwile robi się jeszcze lżej za sprawą singlowego " Na Pół", ale o dziwo ten utwór wpadł mi w ucho już od pierwszego przesłuchania. Coma spróbowała zagrać coś prostego i z lekką feelowską nutkę, wyszło bardzo dobrze i intrygująco. Dla mnie te ponad 2 minuty muzyki to udany żart ze strony formacji.

3 utwór to już powrót do starej i przesłuchanej na wszystkie sposoby koncepcji, klasycznej( o ile ten zespół można za taki uznawać?) Comy. " La mala educacion" słucha się przyjemnie, ale miało być inaczej, więc trochę nie rozumiem powodu wrzucenia tego utworu na płytę. Rozumiem, że Piotr Rogucki lubi Almodovara albo chce się tym chwalić jednak jeśli miało być nowe, to dlaczego powracamy do starych form hmmm? Mimo to, piosenka jest naprawdę przyjemna, choć maniera w głosie wokalisty dobija, a przeintektualizowany tekst męczy grafomanią. Po sentymentalnym powrocie do starej Comy, dostajemy lekko groteskową historię miłosną w postaci " Angeli". Kumpel podpowiada mi, że muzycy, bo łódzki zespół to nie tylko Piotr Roguc(Dominik Witczak – gitara rytmiczna, gitara prowadząca, Marcin Kobza – gitara rytmiczna, gitara prowadząca, Rafał Matuszak – gitara basowa, Adam Marszałkowski – perkusja) wzorowali się tutaj na Kornie. Mnie trudno to ocenić, ponieważ nie znam się tak na twórczości tego zespołu, ale utwór nie wywarł na mnie jakiegoś wielkiego wrażenia... Następny!

3 utwory plus jeden dalej, dostajemy mój ulubiony track na " Czerwonym albumie" - swoją drogą czuję tutaj lekkie nawiązanie do Metalliki, zresztą nie jedyne-, a mianowicie " Deszczową Piosenkę". Energiczne riffy gitarowe i mocna perkusja przenoszą nas do Łodzi, która jak uważa wokalista jest " odrapanym wrakiem" i personifikacją całego zła. Od pierwszych chwil spodobała mi się ta piosenka, chociaż moje zdanie na temat Łodzi jest trochę inne( pewnie dlatego, że się tam nie wychowałem jak frontman Comy). Końca krótkiej wycieczki po centralnej Polsce nadszedł czas i pora na " Gwiazdozbiory", czyli krytykę wszelkich programów mających na celu promowanie talentów i nieustannej pogoni za sławą... Bardzo to oryginalne, nie powiem, a sam kawałek lekko nawiązuje do dawnego stylu gry zespołu. Czasów, gdy stosowali voltę rytmiką na dużą skalę. Ogólnie nic specjalnego.



Czerwień powinna spłynąć na twarze muzyków, bo " 0Rh+" to niezbyt udana próba nagrania progresywnego rocka z lekką nutą post rockowej aranżacji. Utwór byłby bardzo dobry, gdy nie nawijka Roguca, o krwi, która jest, nie powiem ciekawa, ale zaczyna po pewnym czasie nużyć. No i ten romantyczny patos w refrenie- " A przyjdzie czas, przyjdzie, próby Chmury zguby na łby, tak, tak! Zero er ha plus. Chętnie utoczę sobie krwi. Utoczę sobie krwi". Niestety nie udało się do końca... Z kolei w " Chorym Sadzie" to przykład wspomnianego wcześniej zainteresowania Metalliką, a nawet Kings of Leon. Gdy po raz pierwszy usłyszałem " Hej, tu nie dzieje się nic dobrego..." od razu skojarzyło mi się to z " Use somebody" rzeczonego zespołu, a późniejszy przyśpieszenie tempa gry i śpiewu, to Metallika bijąca po uszach nawet kogoś, kto kojarzy tylko i wyłącznie " Nothing else matters"...

3 podejście do płytki, pot spływa ciurkiem z czoła... " Woda leży pod powierzchnią" i nie wiem co napisać. No, nie podoba mi się od pierwszych chwil i jeszcze te przyśpiewki " Daj mu pić!" przynoszące na myśl Gorana Bregovica z czasów świetności serbskiego muzyka. Jak najdalej z tym ode mnie, a kysz! Przełączam więc na " Rudy" i wpadam w konsternację. Muzycznie dobry utwór, wpada w ucho. Tekst lekko skomplikowany, lecz daleko mu do wieloznacznej interpretacji jaką kiedyś raczył nas Piotr Rogucki w każdej ze swoich piosenek. Niby jest dobrze, ale i tak pozostaje w sferze przeciętności. Wpada jednym uchem, a drugim wypada i moim zdaniem to największa bolączka tego albumu.

Już nie 3, ale 2 kawałki pozostały do końca, więc nie zwlekając zagłębiam się w " Los cebula i krokodyle łzy". Tekstowo interesująco i prosto( nie ma przesadnych metafor), podoba mi się także wolna i nieśpieszna gra gitary, ale cały utwór, tak jak i większość poprzednich jest jakiś zwyczajny. Nie mogę pozbyć się wrażenia, że już gdzieś, kiedyś to słyszałem( Myslovitz? ), a może to tylko dziwne podejście spowodowane wychwyceniem wcześniejszych podobieństw? Nie ważne bo przychodzi czas na kończące " Czerwony Album", " Jutro". Znowu w głowie zapala się światełko, że to już kiedyś było, ale na wcześniejszych płytach Comy. Muzycy pozostawiają nas z piosenką o przemijaniu, ale ja zamiast zasępić się nad " vanitas vanitatum et omnia vanitas" cieszę się, że album się skończył i rozmyślam raczej nad tym jak fani " starej" Comy to przełkną?

3 koncepcje, o których wspominałem wcześniej to następujące podejścia do nowego grania w wykonaniu Comy: z jednej strony próba nadania cięższego brzmienia i używanie prostszych tekstów, które lepiej komponują się z taką muzyką, a z drugiej ciągłe trzymanie się starych form z lekkim przetworzeniem ich w płaszczyźnie muzycznej( grafomańskie teksty pozostają na swoim miejscu). Pytacie gdzie 3 koncepcja? Jest nią " Na Pół", które zapewne miało być żartem, ale pokazało, że łódzki zespół potrafi tworzyć proste i nieskomplikowane pioseneczki i może właśnie tym powinni się zająć? Cała płyta ma dla mnie trochę znamiona odrzutów sesji nagraniowej albo skleconej naprędce, ponieważ nie ma określonej formy. Wiem, tak miało być, ale jeżeli muzycy będą nadal podążać tą drogą to mogą zalać się czerwienią ze wstydu albo własną krwią z powodu niezadowolenia fanów. " Czerwony Album" to dla mnie przeciętniak z kilkoma dobrymi utworami i niewykorzystanym potencjałem innych. Dziękuje za uwagę.

5 komentarzy:

  1. Moim zdaniem płyta nie jest aż tak zła. Fakt zespół stać na więcej. Patrząc jak kiedyś się rozwijali to można by rzec że to jakieś nieporozumienie. Słuchając tej płyty myślałam, gdzie tu Coma? gdzie to COŚ? Fakt, piosenki wpadające w uchu, ale równie dobrze wpadają Nam w ucho radiowe hiciory, ale nie chyba o to chodziło. Metafory.. zawsze było ich pełno, są nieodłączną częścią tego zespołu. Ale fakt tym razem jakoś mi też one nie pasują. A może Coma jest dla danego okresu.. może to nie zespół dla każdego i w każdym wieku. A może My nie dorośliśmy do takiej muzyki. Nie wiem czy czuję rozczarowanie tą płytą, jakoś od dawna Coma i Roguc mnie nie porywają, ale byłam ciekawa co tym razem stworzyli i nuta niesmaku się pojawiła. Też nie wiem co chcieli tym "zabiegiem" uzyskać, czy był on kontrolowany, a może to tylko przepadek. Zobaczymy.

    OdpowiedzUsuń
  2. To prawda krążek nie jest zły, ale pokazali tą płytką, że nie nagrywają "pięć" utworów na krzyż na albumie mowa o hipertrofii, bo też chcą być puszczani nawet w RMF, a trzeba wiedzieć, że dobrze użyta "dupa" gwarantuje sukces.

    OdpowiedzUsuń
  3. Przeintektualizowany (pisownia oryginalna :P) tekst w "La mala education"? ;o Powiedz czego w nim nie rozumiesz,chętnie podpowiem.Ludzie nie czytają książek i potem nawet takie proste (choć nie banalne) teksty wydają im się grafomanią.Z kilkoma wnioskami z Twojej recenzji się zgadzam,ale ocenę końcową jednak podwyższyłbym do: między niezłą,a dobrą (6,5\10).

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja bardzo dobrze rozumiem ten tekst, ale jestem zwolennikiem prostoty tam gdzie można jej użyć. Album miał być czymś nowym, a tutaj powrót do starych form, nawet w manierze wymawiania słów. Ocena jest moja i tylko moja, nikt nie musi się z nią zgadzać :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nowa płyta w moim odczuciu jest słaba. Po prostu. Do tej pory z każdą poprzednią płytą miałem tak, że czymś mnie ujmowała, że był moment, w którym było olśnienie w stylu: "Tak! To jest to!" Słuchając Czerwonego Albumu tego nie przeżyłem. To po prostu 12 piosenek, do których już raczej nie powrócę. Gabriel, powtórzę za Tobą: "Ocena jest moja i tylko moja". : )

    OdpowiedzUsuń