środa, 27 marca 2013

Sport: Jak w porach roku Vivaldiego


Radujmy się i cieszmy, bo mamy już kalendarzową wiosnę. Co prawda, za oknami jeszcze tego nie widać, ale już stare porzekadło ostrzegało nas, że w marcu jest, jak w garncu. Nie ma się jednak co załamywać. Z lamusa meteorologów wiemy, że kiedyś w tym okresie bywało i -20° C.


To, co najgorętsze tej zimy dobiegło już końca. Mimo naszego narzekania i na mróz, i na naszych sportowców, nasi zimowi reprezentanci zapewnili nam sporo emocji. I to emocji zdecydowanie bardziej pozytywnych, aniżeli wspaniały Robert Lewandowski i spółka, którzy ulegli ostatnio Ukrainie.


Justyna, Justyna Kowalczyk. Na bilbordach prezentuje się coraz lepiej, a na torze nie miała wręcz równych sobie. Nasza reprezentantka wypracowała sobie taką przewagę, że nie musiała już brać udziału w ostatnich zawodach, a i tak na jej konto trafiła czwarta już kryształowa kula. Justyna zdołała pokonać astmę, mimo iż sama na nią nie choruje (w przeciwieństwie do swoich najgroźniejszych rywalek). A swoją drogą, czy patrząc na skromną Kowalczyk i na muskulaturę Marit Bjoergen, nie przypomina Wam się bajka o wyścigu żółwia z zającem?

Bądźmy szczerzy. Czy, gdyby nie wyniki Justyny, w Polsce byłoby tak wielu fanów biegów narciarskich? Zazwyczaj to sukcesy naszych reprezentantów przyciągają fanów do danej dyscypliny. Analogicznie było z Małyszem. Kiedy nasz „Orzeł z Wisły” kończył karierę, spodziewałem się ewidentnego braku zainteresowania skokami wśród polskiej publiki. Mimo że gdzieś tam pojawiało się nazwisko Stocha, Adam Małysz chyba nie spodziewał się swojego następcy aż tak szybko. A może sukcesy Kamila Stocha (który tej zimy stanął na podium klasyfikacji generalnej) motywowały Adama do jeszcze szybszej jazdy po bezdrożach rajdu Dakar? Pisząc o zimowych sukcesach, muszę także wspomnieć o wyczynach Piotra „Hehe” Żyły. Któż spodziewał się, że ten pozytywny wariat będzie w stanie wygrać jeden z turniejów Pucharu Świata? Żyła wręcz sam był zaskoczony. Kiedyś mawiało się: „Daj głośniej, zaraz Małysz będzie skakał”, a teraz: „Daj głośniej, zaraz Żyła będzie mówił”.  

Nasze zimowe orły mają tera czas na odpoczynek, przyczepmy się więc piłkarzy. Dach na Stadionie Narodowym jest zamknięty już od kilku dni. Media nie mają więc o czym spekulować, a i o kolejną powódź nie musimy się już obawiać. Nasi dzielni reprezentanci pokonali wczoraj lekarzy z San Marino. 5:0, cel minimum został spełniony, a na monumentalnych trybunach Narodowego ogromny piknik, niczym w majówkę. Świetnie, że odblokował się nasz niesamowity gwiazdor, czyli wcześniej wspomniany Lewandowski. Uciekł od haniebnych statystyk ok. 900 minut (czyli 10 meczów) bez gola i zdobył aż 2! Najwidoczniej nadeszły takie czasy, że największe gwiazdy zdobywają bramki tylko z rzutów karnych.


Kadra Fornalika zapewne nie porwie naszych serc, dlatego na sukcesy naszych reprezentantów będziemy musieli poczekać aż do kolejnej zimy. Nie chciałbym jednak kończyć tak pesymistycznym akcentem (bo mężczyznę poznaje się rzekomo po tym, jak kończy). W związku z tym, z okazji wczorajszego święta niepodległości, mieszkańcom Bangladeszu życzę wszystkiego, co najlepsze.

P.S.
Był ktoś z Was w Łodzi na koncercie Justina Bibera? Jak wrażenia?

P.S.2
Dajcie głośniej, Piotrek mówi...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz