
Krew, dużo krwi, a będąc szczerym jej wiadra! Dorzućcie do tego jeszcze sporą dawkę jęków, wyprutych flaków i fekaliów, a będziecie patrzeć na obraz kina, które miało straszyć. Piszę w czasie przeszłym, ponieważ dla mnie współczesne horrory nie mają nic wspólnego ze strachem i odczuwaniem lęku przed nieznanym, a służą jedynie sprawdzaniu wytrzymałości żołądków widzów. Dlaczego tak się stało i czy dzisiejszy miłośnik horroru to bezwolna kukiełką, która podskakuje radośnie na widok cierpienia? Próba odpowiedzi, podparta sporą dozą przykładów, poniżej.
Wczoraj...
Jako dziecko miałem dość sporą paletę filmów, na które nie mogłem patrzeć, a sama myśl o nich powodowała u mnie niekontrolowaną gęsią skórkę. ,, Egzorcysta", ,, Piątek 13", czy ,, Omen" były dla mnie traumatycznym przeżyciem, którego nie chciałem nigdy przeżyć. Oczywiście z wiekiem lęk minął i uważam te filmy za bardzo dobre, ale moje wspomnienia idealnie pokazują to, czym był kiedyś horror. Kino grozy miał wzbudzać lęk i niepokój. Widzowie doskonale zdawali sobie sprawę( zresztą nadal tak jest), że to co widzą na ekranie to fikcja, jednak pomimo tego się bali. Oczywiście w tych filmach niekiedy występowały krwawe i obrzydliwe sceny( choćby kontrowersyjna do dzisiaj masturbacja krzyżem z ,, Egzorcysty"), jednak widz nie czuł się nimi przytłoczony tak jak dzisiaj i miały one jakiś cel.