środa, 30 maja 2012

Polityka: Kosowo jest serbskie

Od czasu do czasu warto przyjrzeć się polityce ze świata, a nie tylko naszego bagienka. Dziś postaram się jednak wybiec dalej, aniżeli spekulacje „pani ministry” Muchy, dotyczącej tego, gdzie będą mieszkać rosyjscy piłkarze, bądź o marszu rosyjskich fanów przez Warszawę. Wybiegniemy też nieco dalej w wątki historyczne, nie tłumacząc Barackowi Obamie, czy istniały „polskie obozy śmierci”. Tym razem chciałbym zwrócić Waszą uwagę w stronę jakże spornego Kosowa.

17 lutego 2008 roku Kosowo ogłosiło swoją niepodległość. Sprawa nie była jednak na tyle oczywista, aby każdy od tak to zaakceptował. Polscy politycy ustosunkowali się do tej kwestii dopiero po kilku dniach, choć decyzja, która zapadła pozostawia według mnie wiele do życzenia. Niech najsilniejszym argumentem w tej kwestii będzie fakt, iż nawet ONZ do dziś oficjalnie nie przyznał, że suwerenność Kosowa, to oczywista 
kwestia.


Unia Europejska podchodzi do mniejszości narodowych w bardzo przychylny sposób. Należy przecież wspierać ciemiężonych. Z podobnego założenia wychodzą Stany Zjednoczone, które bardzo starannie udzielają pomocy „krajowi”, który ze względu na problemy ekonomiczne, nie byłby w stanie funkcjonować samodzielnie. Cóż to więc za suwerenne państwo? Być może Serbia nie należy do gigantów europejskiej gospodarki, czy ekonomi, ale z pewnością lepiej poradziłaby sobie z „utrzymaniem” regionu, który został zagrabiony przez albańskich muzułmanów.

Może to oznaka pychy, ale lubię czytać na swój temat. Po ostatni tekście dowiedziałem się, że jestem synem Hitlera. Ciekawe, jak do tej kwestii ustosunkuje się mój tata. W każdym razie, dziś również spodziewam się lawiny krytyki. Tym razem uparłem się bowiem, aby oczernić wyznawców innej religii niż moja. Chciałbym jednak zaznaczyć, iż nie mam zbyt wiele wspólnego z prawosławiem, aczkolwiek żal mi 150 świątyń tego wyznania, które to zostały zbezczeszczone na ziemiach kosowskich przez tamtejszych wyznawców islamu. Wiele z tych cerkwi zostało uznanych przez UNESCO za światowe dziedzictwo kultury. Muzułmanom nie przeszkodziło to jednak w robieniu sobie fotek, w trakcie oddawania moczu na te zabytki.

Zastanawia mnie, jakich argumentów należy użyć, aby dane terytorium zostało oderwane od pierwotnego państwa i przyznane innej ludności. Albańczycy postanowili wykorzystać swoje niesamowite zdolności rozmnażania się. Najpierw małe rodziny przenosiły się nielegalnie przez górskie tereny z Albanii do Kosowa, a później mnożyły się niczym króliki. 12-osobowa albańska rodzina, to nic nadzwyczajnego. Tymczasem Serbowie od lat byli zmuszani do emigrowania z tychże terenów. Oprócz okupantów, wina leży także po stronie fatalnych warunków gospodarczych. Czy wystarczy jednak przeprowadzić spis ludności, albo dokonać plebiscytu, aby zmieniać granice kraju? Jako Polacy doskonale powinniśmy pamiętać plebiscyty na Warmii, Mazurach i Górnym Śląsku, których rzetelność nie była nazbyt wiarygodna.

Na losach kraju mogą więc zaważyć także wątki historyczne. Tu mieszkaliśmy, stąd pochodzimy, tu jest nasz dom. Co na ten temat mogą powiedzieć imigranci z Albanii? Swoje państwo mają nieopodal, a mimo to postanowili osiedlić się w Kosowie, czyli na ziemiach, gdzie Serbowie pojawili się już w VI w. Wówczas wyparli stamtąd górski lud zwany Iliryjczykami. Albańczycy starają się dziś wykorzystać ten fakt, uważając się za potomków tego ludu. Obiektywni historycy uważają jednak z goła inaczej. Dla pewności dodam jednak, że w XII w. za sprawą Stefana Nemanji, Kosowo było zdominowane przez Serbów. Swego czasu Prisztina (obecna stolica Kosowa) była stolicą… Serbii. Miało to co prawda miejsce w średniowieczu, ale to raczej kolejny fakt, potwierdzający słuszność niezadowolenia serbskiej ludności.

Skąd więc prawo Albańczyków do ogłoszenia niepodległości Kosowa? Co ciekawe, zanim 17 lutego 2008 r. ogłoszono ten stan, Kosowo nie miało nawet swojej flagi. To chyba kolejny argument stricte historyczny, który neguje zapędy „autonomicznej ludności Kosowa”.  „Na szczęście” Amerykanie nie widzą w tym żadnego zła. Tak, jak i starają się nie widzieć albańskiego handlu bronią, narkotykami, ludzkimi organami, czy też ludźmi.

Mimo że nie ma prawnych podstaw, aby odseparować Kosowo od granic Serbii, 22 lipca 2010 r. Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości w Hadze zasugerował, iż nie widzi żadnych przeszkód, aby uznać suwerenność nowego państwa. Notabene, w przypadku tym nie mogła paść żadna arbitrażowa decyzja, ponieważ władze Kosowa nie są traktowane „na równi” przez serbskich polityków, a tylko taki stan rzeczy pozwalałby na podjęcie wiążącej decyzji. Dziś wiele państw zastanawia się, czy respektować kosowskie paszporty. Dlaczego zaś tak wiele krajów uznało niepodległość nowopowstałego państwa, które zostało zagrabione Serbom?


Skoro już tak wszyscy krzewią pokój i miłość, to może ja też zwrócę na to uwagę. Sytuacja, która ma miejsce w serbskim Kosowie może być tylko bodźcem dla mieszkańców Azerbejdżanu, Cypru, Gruzji, Hiszpanii, Rosji i Sri Lanki, gdzie również borykają się z problemami mniejszości etnicznych. Pozostaje nam więc czekać, aż UE przyklepie na przykład niepodległość Kraju Basków? A może postęp zajdzie jeszcze dalej i Autonomiczni Ślązacy również otrzymają swoje państwo? Na szczęście, na razie na świecie istnieje „jakiś” ład polityczny. Tyle tylko, że tego typu zachowania (jak pseudoniepodległość Kosowa) mogą być iskrą, wzniecającą ogromny płomień. Oby pokojowe organizacje międzynarodowe miały to na uwadze.

Kosovo je Srbija!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz