Rzekomo każdy kij ma
dwa końce. Możemy także wyróżnić dwie strony medalu. Ale, czy zachowanie będące
dla jednych z gruntu złe, dla innych może być dobre? Zdaję sobie sprawę, że na
świecie istnieje całe mnóstwo obrzędów religijnych, dlatego też postaram się
abstrahować od nich. Temat, który chcę dzisiaj poruszyć jest bardzo
skomplikowany, ponieważ okazuje się, że z moralnego punktu widzenia, mogę być
jednocześnie i zły, i dobry.
Relatywizm moralny może doprowadzić do tego, że nasza
percepcja będzie zakręcona, niczym koń na skrzyżowaniu z sygnalizacją świetlną.
Rozumiem, że każdy żyje według swoich zasad i każdy ma swoje sumienie. Jak
jednak można postrzegać tę samą postawę w dwa zupełnie skrajne sposoby?
O ile jestem w stanie zrozumieć zasady manicheizmu i dualizmu
moralnego, to teorie propagowane przez Heraklita z Efezu wydają się
niedorzeczne. Protagoras i sofiści sugerowali, że miarą wszystkiego jest
człowiek, ale czy to wystarczy, aby zyskać prawo do usprawiedliwienia
wszystkiego? Znak jing i jang można traktować jako symbol dualizmu, ale to, że
ktoś pojmuje zło, jako dobro, nie prowadzi już do równowagi w przyrodzie.
Tekst ten nie jest swego rodzaju wyprawą krzyżową,
konkwistą. Tym razem nie będę namawiał do religijnego fanatyzmu. Chcę Wam
jednak uświadomić, że termin zwany relatywizmem moralnym jest drogą na skróty.
Być może niektórzy lubią takie drogi, ale czy relatywizm nie jest uniwersalnym
wytrychem, będącym usprawiedliwieniem dosłownie wszystkiego? To zupełnie
nielogiczne, jak argument „nie, bo nie”.
Skoro człowiek jest miarą wszechrzeczy, jesteśmy ludźmi i
nic, co ludzkie nie powinno być nam obce, może powinniśmy zacząć mordować? Idea
relatywizmu z pewnością by nas usprawiedliwiła. Przecież wszystkiego trzeba w
życiu spróbować. A może zupa z maku? Czemu by nie?
Relatywizm idzie w parze z domeną „zasady są po to, żeby je
łamać”. Według mnie, w ewidentny sposób trąci to anarchią. Mimo iż nie jestem
zwolennikiem nieudolnie działających służb stojących na straży prawa, to do
anarchisty bardzo mi daleko. Jeśli nie chcemy popaść w totalny nieład i chaos,
jakieś zasady są nam potrzebne. Miło byłoby wynieść telewizor ze sklepowej
wystawy. Gorzej, gdyby ktoś wyniósł nasz telewizor.
Nie wiem, jak wielu zwolenników egocentryzmu czyta ten
tekst. Sam miewam egoistyczne zapędy, ale czy każdy z nas jest pępkiem świata?
W dobie krzewionej wolności i relatywizmu, ciężko byłoby stwierdzić, kto jest
mordercą. Kibic biorący udział w ustawce, czy niedoszła matka poddająca się
zabiegowi aborcji? A może nikt? Może morderca, to po prostu pojęcie względne?
Pozostańmy więc przy moim ulubionym wątku kibicowania.
Zastanawiam się, czy mecze nie powinny odbywać się bez udziału publiczności.
Wówczas Tomasz Lis nie musiałby uciekać z angielskiego stadionu Old Trafford,
bo ktoś wrogo na niego patrzył. Kiedy koledzy w trakcie oglądania meczu mówią
do mnie „no to piwo”, możemy zaobserwować jedynie iskierkę zła. Całym pożarem
są natomiast banery prezentowane podczas europejskich rozgrywek klubowych. UEFA
sugeruje mi bowiem slogan „no to racism”. To chyba kwintesencja relatywizmu,
ponieważ Anglicy rzekomo odbierają to, jako sprzeciw wobec rasizmu. Nie
wiem już, czy to zwariował świat, czy
też ja.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz