Jak mawiał klasyk, w
czyim ręku spoczywa pilot, ten ma władzę. Tyle, że w obecnych czasach jest to
najprawdopodobniej władza w szpitalu dla psychicznie chorych. Niestety niemal
każdego dnia umacniam się w przekonaniu, że telewizja nas wręcz odmóżdża.
Tak wiele mówi się o płaceniu abonamentu radiowo-telewizyjnego,
ale ostatnio uświadomiłem sobie pewną analogię. Każdy, kto płaci tenże
abonament, inwestuje swoje pieniądze, niczym ćpun w narkotyki. W cenę
abonamentu mamy bowiem wliczone albo ogłupienie, albo efekt deja vu, w postaci
filmów, czy programów, które widzieliśmy już setki razy. Ot, takie dopalacze w
postaci tv.
Przez ostatnie kilka lat nie korzystałem z kablówki.
Przyznam szczerze, iż nie żałuję, aczkolwiek transmisje niektórych wydarzeń
sportowych skłoniły mnie jednak ku temu „dobrodziejstwu”. Najciekawsze
produkcje (multum seriali) znajdziemy dziś w sieci. Tymczasem, obecnie niemal w
każdym kanale telewizyjnym… gotują. Amatorzy, profesjonaliści, wszędzie i
wszyscy. Niemal w każdej telewizji niemiłosiernie wieje nudą. Tylko w TVN-ie nadal
panuje debilizm i zakłamany obraz świata. To chyba największa rozrywka.
W każdym razie, jak inaczej nazwać TVN-owski program
dotyczący poszukiwania niani? Fabuła ciągle ta sama: sielankowa atmosfera, a za
chwilę wątki niemal kryminalne. Niestety koncepcja koncernu ITI nie podzieliła
sukcesu Jamesa Bonda, który polegał przecież na monotonnym schemacie. To
jeszcze nic! Z wypiekami na twarzy, przyznam się, że zdarzyło mi się kiedyś
obejrzeć „Rozmowy w toku”. Powtórzyłem ten proceder ostatnio i… doszedłem do
wniosku, że pani Ewa Drzyzga powinna zmienić nazwę programu na „Rozmowy z
kosmitami”. Poważnieje były już chyba „Rozmowy w tłoku”, które były przecież
satyrą. Jak jednak traktować program, w którym dotyka się problemów, niczym z
okładek tabloidów? Jakiej wagi są to problemy? Coś między „pies zgwałcił kota”,
a „nie mogę spać, bo trzymam szafę”. Dodając do tego fatalnie nierzetelną
publicystykę, TVN plasuje się w moim rankingu zdecydowanie niżej niż Polsat.
Właśnie! Polsat… Być może i Zygmunt Solorz-Żak jest mistrzem
w zmienianiu nazwisk, ale jego telewizja również nie jest idealna. Każdy z nas
narzeka na fakt, iż telewizje emitują filmy, które znamy już na pamięć. Polsat
wyszedł naprzeciw naszym oczekiwaniom i zainwestował w NOWOŚĆ… Kac Wawa –
najgorszy film, jaki ostatnio widziałem. Nie jest to jednak apogeum tragedii. W
ten sposób można nazwać obawy, kiedy zanim włączymy muzyczny kanał (jak
wskazuje sama nazwa) MTV, musimy liczyć się z tym, że zamiast muzyki,
znajdziemy tam programy z obściskującymi się pederastami.
W dobie tak tragicznych czasów, abstrahuję już od seriali
dla wrażliwych serduszek. To nie telenowele są największą bolączką współczesnej
telewizji. Ba, sądzę nawet, że zasadnicza służba wojskowa i wypad na poligon,
to wręcz pikuś przy kuchennych rewolucjach i notorycznych zjebkach od Magdy
Gessler. Swoją drogą, po jej posturze ewidentnie widać, że zjadła zęby na tej
branży. Ewentualnie, z niejednego pieca chleb jadła.
Naprawdę chciałbym przestać narzekać. Niestety utalentowani „aktorzy”
z genialnych programów „Dlaczego ja”, „Trudne sprawy”, „Ukryta prawda”, „Pamiętniki
z wakacji”, czy „Lekarze” uporczywie utrudniają moje założenie. Mimo że
powyższe „perełki” już dominują w ramówkach wiodących telewizji, na ekranach
pojawia się kolejny „gigant”, jeśli chodzi o „kunszt aktorski”. Mowa tu o
programie „Wawa Non stop”. Programy paradokumentalne są obecnie taką zarazą,
niczym ongiś dżuma. Ratunku! W koszmarach krzyczę nawet „Ajuto!”, wzywając na
pomoc Yattamana. Nie wiem już kto, z kim tańczy i czy przy tym śpiewa, albo ma
jakieś inne talenty. Mam nadzieję, że skończył się chociaż serial o „Matce
małej Madzi”. Chyba, że wystąpi w jakimś nowoczesnym show zza krat. Niczego nie
można wykluczać.
Możecie zarzucać trywialność takim produkcjom, jak Dragon
Ball, czy Drużyna A, ale obecnie byłyby one wręcz rarytasem. Z wielką chęcią
uleczyłbym współczesną telewizję, ale… pomimo mojej nieprzeciętnej pewności
siebie oraz faktu, iż (na swój sposób) jestem przecież przystojny i atrakcyjny –
niestety nie dysponuję telewizyjną aparycją.
P.S.
Żeby zakończyć bardziej pozytywnym akcentem, pocieszę sam
siebie, bo przecież do Rafała Bryndala, czy Rysia Kalisza jeszcze dużo mi
brakuje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz