Dziś będzie wyjątkowo
„rzetelnie, lewicowo i liberalnie”. Bo czy Internet, Facebook, Twitter i natłok
informacji w sieci zwalniają dziennikarzy z obowiązku profesjonalizmu i
rzetelności? Być może Monika Olejnik jest innego zdania, niż ja. W każdym
razie, w minionym tygodniu „po lewej stronie” działo się dość dużo, więc warto
przyjrzeć się tymże nowinkom.
Oczywiście wiadomość o wybuchach w trakcie bostońskiego
marszu to tragiczna wiadomość, ale czy Monika Olejnik zachowała się poważnie
publikując notkę: „Dwa wybuchy – w Bostonie, nie Smoleńsku”? Według mnie,
portale społecznościowe nie zwalniają z żadnej odpowiedzialności. To, że dana
opinia nie idzie akurat na żywo w radio, programie TV, czy też nie jest publikowana
w gazecie, nie oznacza, że osobie publicznej, która pretenduje do miana
opiniotwórczego dziennikarza to przystoi. Może i zdarzy mi się czasem rzucić
mięsem na „FB”, ale jeszcze (sic!) nie jestem ani dziennikarzynom z TVN-u, ani pismakiem z „Wyborczej”, a grono
moich czytelników ogranicza się do biednych ludzi z Tybetu, którzy nie wiedzą
cóż począć ze swoim życiem.
Jestem w stanie zrozumieć, że temat Smoleńska „przejadł się”
polskiej opinii publicznej. Nie jestem jednak w stanie pojąć, jak nasz rząd
mógł pozwolić sobie na tak lekceważącą postawę, jeśli chodzi o wyjaśnienie tej sprawy i
śledztwo. Fakt faktem, nie powinniśmy o tym tyle dyskutować. I tak też by się
stało, gdyby osoby rządzące tym krajem nie miały w dalekim poważaniu
suwerenności Polski. Niestety tak zwanych „dupolizów” można znaleźć wszędzie. W naszym
miejscu pracy, w szkole, w polityce i w mediach.
Jako że obiecałem dzisiaj „rzetelność”, nie będę więc
wspominał o tym, jak Monika Olejnik „profesjonalnie” prowadzi swoje programy,
które przecież w żadnym razie nie przypominają kłótni przekupek na targu. Nie
będę też pisał o rzekomym pseudonimie Olejnik opublikowanym w „Mity i fakty”. A
skoro nie będzie nic o towarzyszce Stokrotce, to nie będzie i o jej ojcu,
Tedeuszu Oleniku, majorze komunistycznych Służb Bezpieczeństwa. Pominę również
kwestię rozwodu i studia z zootechniki. Kurde, w takim razie nie mogę chyba
napisać nic.
Błyskotliwy Robert i
prawdziwa „Gazeta”
Chyba wszyscy pamiętają wypowiedź Roberta Biedronia na
antenie Radia Zet w programie wcześniej rzeczonej Moniki Olejnik? Chodzi o
wiedzę (tzn. jej brak ) na temat konwentu seniorów oraz prezydium sejmu. Na
szczęście na studiach z zakresu politologii na Uniwersytecie
Warmińsko-Mazurskim w Olsztynie uczą, ilu jest posłów i senatorów i absolwent
tychże studiów, czyli poseł Biedroń znał już odpowiedź. To jednak już historia i
przyznam szczerze, że nie jest łatwo znaleźć film dokumentujący to wydarzenie.
Musiałem się poświęcić i wejść na stronę gazety.pl .
Ostatnio sprostałem jeszcze trudniejszemu zadaniu, ponieważ
gościłem w trójmiejskiej redakcji „Gazety”, gdzie przekonałem się że... kłamie.
Redaktor Marek Sterlingow, który z akcentu przypomina Mariusza Maksa Kolonko,
najwidoczniej najadł się dziwnych tabletek i sugerował młodym adeptom
dziennikarstwa, iż jego strona bije w rankingach wp.pl . Po tym, jak moje serce
zostało wielokrotnie złamane, nie jestem już ufny i postanowiłem sprawdzić tę
wiadomość. Okazało się, że nie tylko ja mam problemy z matematyką, ale redaktor
Sterlingow również.
Wróćmy jednak do barwnego i kolorowego Roberta Biedronia,
który ostatnimi czasy wypowiedział wojnę kibolom. Postanowił być takim samym
twardzielem, jak Donek. Zobaczymy, kto z tej wojaczki wróci z tarczą, a kto na
tarczy. W każdym razie, kibice z całej Polski powinni się strzec i chodzić na
mecze z zaciśniętymi pośladkami!
Znacie chyba dowcip o spowiedzi homoseksualisty?
- Proszę księdza, zgrzeszyłem. Uprawiałem seks z mężczyzną.
- Oj, będzie piekło… - odpowiada duszpasterz, który nie widzi możliwości rozgrzeszenia.
- Już piecze! – mówi smutny gej.
Co do samego Biedronia, co to za polityk, którego głównym (o
ile nie jedynym) zadaniem jest krzewienie dewiacji? To, że ukończył politologię
do niczego go nie upoważnia, tym bardziej, że widać jego ewidentne braki
merytoryczne. Nie sposób nie zgodzić się ze słowami Mariana Kowalskiego, z
którym rozmowę mogliście przeczytać na łamach bloga. „Płacąc na Biedronia,
czuję się jak Murzyn płacący na «Ku Klux Klan»”.
Europa Plus, czy
minus?
Jakże miłe grono postanowiło ostatnio działać razem. Janusz Palikot (fanatyk
wibratorów), Ryszard Kalisz (leczący się lewatywami) i Aleksander Kwaśniewski (ciężko chory na chorobę
filipińską). Jak mawiał mój znajomy „z czym do ludzi z Senegalu?”. A my z takim
gronem pchamy się do Europy. Wystarczy, że naczytałem się o tym, że Donald „Niepodległy”
Tusk i Radosław „Wierny” Sikorski mają objąć wysokie stanowiska w Unii
Europejskiej. Pamiętacie jak na początku pisałem o „dupolizach”? Czasem się
opłaca.
Należy jednak liczyć się z tym, że zadając się z wyżej
wymienionymi panami, może i zyskamy jakiś prestiż w Europie, ale w naszym kraju
nie każdy przywita nas ciepło. Dla przykładu, taki Janusz Palikot został zaatakowany w Nowym
Sączu. Terroryści mieli broń! To znaczy, szesnastoletni chłopak oblał Palikota
pistoletem na wodę, a oburzony tym agresywnym zachowaniem Janusz… zgłosił
sprawę na policję.
Mimo że staram się walczyć z nałogami, po przeczytaniu
powyższego tekstu człowiek może nie mieć ochoty na nic więcej, jak tylko
zachorować na słynną chorobę filipińską. Ciekawe tylko, czy dowiem się wówczas
od mojej partnerki, czym jeść bezę… Mariusz Walter mawiał kiedyś: jedzmy łyżką,
a nie chochlą!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz