Ostatnimi czasy sporty
walki w Polsce są coraz bardziej popularne. Ze względu na jakość naszych
zawodników, boks cieszył się sporym zainteresowaniem już od dawna. Dziś
ewidentnie rosną słupki oglądalności MMA. Jednak, czy federacje KSW, bądź też MMA
Attack dorównują jakością swoim amerykańskim protoplastom?
Niestety często ze zniesmaczeniem dowiadujemy się z mediów o
kolejnych „fajterach”, którzy mają pojawić się w ringu. Mariusz Pudzianowski do
dziś jest dla wielu jedynie ringowym celebrytą, aczkolwiek należy mu oddać, iż
walnie przyczynił się do promowania tej dziedziny sportu w naszym kraju. Gdyby
nie walki Pudziana w KSW, Mamed Chalidow być może nie byłby dziś tak popularny.
Oczywiście nie ma nawet co porównywać umiejętności obu zawodników, ale
organizatorzy gal znaleźli marketingowy wytrych i żyłkę złota, jaką są celebryci
w ringu.
Marketing dominuje ostatnio niemal każdą dziedzinę, w tym
także sporty walki. Maciej Kawulski i Martin Lewandowski nie ukrywają, że walki
słynnych postaci są magnesem na widzów. Jakie są z tego korzyści? Wyżej
wymienieni panowie mają na koncie więcej zer, Pudzian może sprawdzić się w
nowej dyscyplinie, Mamed miał możliwość zaskarbienia sobie sympatii rzeszy
widzów, a i codzienni zjadacze chleba upodobali sobie oglądanie quasi-zawodowych
walk typu Najman vs. Hardcorowy Koksu.
Mimo że Mariusz Pudzianowski poczynił wielkie postępy, dla
mnie nadal nie jest zawodowcem. Jego walka z Najmanem była dla mnie
jednorazowym wybrykiem, który można strawić. Później posypała się jednak cała
lawina. Najman vs. Saleta (razy dwa), czy Najman vs. Burneika. Nie możemy
jednak całej winy za to medialne szambo zrzucać na Marcina Najmana. Czy walka
Bazelaka i Walusia, to również hit na szczycie sztuk walki? Nie sądzę. Tym
bardziej, że skoro zniesławiony El Testosteron odszedł w cień, dziś
organizatorzy gal MMA Attack za swoją quasi-gwiazdę upodobali sobie wcześniej
wspomnianego Roberta Burneikę. Jako fana sportu, raczej nie cieszą mnie
spekulacje związane z kolejnymi rywalami komicznego kulturysty. A to Krystian
Pudzianowski, a to ostatecznie Dawid Ozdoba… Rozumiem, że najpopularniejszy w
Polsce striptizer przez wiele lat trenował amatorsko różne sporty walki, ale
czy reprezentuje odpowiedni poziom, aby pojawić się na zawodowej gali? U nas to
możliwe.
Żeby odkleić od siebie łatkę wiecznego malkontenta,
zaznaczę, że cieszę się z tego, iż MMA stało się w Polsce tak popularne. Z
chęcią oglądam kolejne gale, w których możemy podziwiać umiejętności Antka
Chmielewskiego, Janka Błachowicza, Michała Materli, Mameda Chalidowa, czy swego
czasu Łukasza „Jurasa” Jurkowskiego. To dobrze, że chłopaki mogą pokazać się
przed szerszą publicznością. Nie będę też psem ogrodnika i dodam, że zasłużyli
na godziwe zarobki. Tyle tylko, że robiący z siebie pośmiewisko celebryci „koszą
siano” za udawanie profesjonalizmu. Najsłynniejszy „fajter” z naszego podwórka,
czyli Mamed w ostateczności nie porozumiał się z amerykańskimi federacjami.
Świadczy to o kiepskim poziomie naszych gal. Mimo iż ich organizatorzy pompują
balon z napisem „świetna jakość i profesjonalizm polskich federacji”. Co
ciekawe, pomimo słabszego poziomu, to właśnie na polskich ringach Chalidow
zarobi więcej, niż w USA.
Skoro organizatorzy nadal poszukują tzw. „freaków”, którzy
mają przyciągać widzów, to może powinniśmy szykować się do walki Tusk vs.
Gowin, bądź też Kaczyński vs. Palikot. Gołota z Saletą udowodnili, iż wiek nie
gra roli. Z całym szacunkiem dla obu panów, ponieważ cieszyłem się, że będę
mógł zobaczyć ich starcie, choćby po wielu latach od ich świetności.
Artykuł trafia w sedno;) Mogę sie tylko przyczepić do jednego... Antek Chmielewski nie prezentuje wybitnego poziomu... a wiesz ze kilka nocy na ufc zarwalem wiec cos tam wiem...
OdpowiedzUsuńPodpisane
Wiesz Kto... :)