Po polskich stadionach
i ulicach od dawien dawna krąży krótka, ale jakże treściwa pieśń: PZPN, PZPN,
jebać, jebać, PZPN. 26 października doszło do zmiany sternika tejże łajby.
Wielu fanów polskiej piłki cieszy się z tego, że nowym prezesem został Zbigniew
Boniek. Mam jednak wątpliwości, czy ta radość nie jest bezpodstawna.
Fakt faktem, Zibi był jednym z najwybitniejszych polskich
piłkarzy. Co z tego, skoro Grzesiu Lato również. Ze skruchą muszę również
przyznać, że kiedy Michał Listkiewicz oddawał stołek, cieszyłem się, że
prezesem został właśnie Lato. Młodzieńcza naiwność.
Świetnie, że Boniek zna Platiniego. Świetnie, że
zadeklarował, iż jest w stanie pracować za darmo. Świetnie, że pan Zbigniew
demagogicznie deklarował, iż piłka nożna, to sport dla kibiców. Istnieje tylko
jeden problem. Dlaczego ja mu nie wierzę? Nie ufałbym także Potokowi,
Antkowiakowi, czy Koseckiemu, który bądź co bądź, niczym rasowy polityk,
potrafił bardzo pięknie mówić o swoich ideach i założeniach.
Nie ma co się oszukiwać, PZPN to zamknięta kasta,
przypominająca mafię, w której szeregi bardzo trudno się dostać. Jeden z
działaczy PZPNu, Kazimierz Greń w poprzedniej kampanii popierał Latę. Dziś tego
żałuje. A tym razem na jego słowa wsparcia mógł liczyć Boniek. Ciekawe, czy po
kolejnej kadencji pan Greń również będzie musiał żałować. Ja przynajmniej
wyciągam wnioski i nie ufam już nikomu.
Z Bońkiem problemy były już od początku. Najpierw Zibi
trzymał nas długo w niepewności, zastanawiając się, czy podjąć walkę o stołek
prezesa PZPNu. Później zastanawiano się, czy Boniek ma prawo kandydować, jeśli
na stałe mieszka we Włoszech. Ostatecznie były zawodnik Juventusu zdeklasował
rywali i to on w ciągu najbliższych lat będzie musiał uporać się z bagnem,
zwanym Polskim Związkiem Piłki Nożnej. Istnieje jednak duże prawdopodobieństwo,
że Boniek ugrzęźnie w tymże bagnie.
W piłkarskim świecie krąży anegdota mówiąca o tym, że
Zbyszek bardzo dobrze gra i… oszukuje w karty. Cóż więc stoi na przeszkodzie,
żeby karciane triki zastosować w piłkarskiej polityce? Z resztą, pół żartem,
pół serio, przed laty sugerowałem, że jeśli tylko Boniek zostałby prezesem
PZPNu, Widzew z miejsca dostałby mistrzostwo Polski. Co więcej, kiedy
wypowiadałem te słowa, łódzki klub nie awansował do Ekstraklasy ze względu na
afery korupcyjne.
Wojciech Kowalczyk w swojej książce „Kowal – Prawdziwa historia”
wspomina czasy, kiedy prezesem PZPNu była ikona polskiej piłki, czyli Kazimierz
Górski. Nawet tak wielki człowiek, jak on, piastując te funkcję zszedł na psy.
Kowal miał mu bardzo wiele do zarzucenia. Nie ma się więc co dziwić, jeśli tak
samo źle wypadnie Boniek. Mimo że Roman Kosecki twierdzi, iż wspomniany Związek
nie składa się wyłącznie z „leśnych dziadków”, jakoś nie jestem w stanie w to
uwierzyć. Pamiętajmy, że ręka rękę myje.
Choć znam wyjątki od tej reguły, ponoć rude jest fałszywe.
To jednak mały miki, przy tym, jak bardzo potrafią stoczyć się ludzie, którzy
wkroczą w betonowe struktury PZPNu. Na razie wszyscy się cieszą i zachwycają.
Poczekajmy jednak kilka miesięcy, a znana piosnka o tymże związku znów będzie
dominować na ogólnokrajowych listach przebojów. Lato minęło, nadeszła ruda
jesień. Aczkolwiek co nam z tego?
Jeśli moje sceptycznie podejście okaże się chybione, jako
pierwszy posypię głowę popiołem. Mimo wszystko nie liczę na cud. W PZPNie, jak
w sejmie, zawsze będzie jeden wielki syf.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz