czwartek, 31 marca 2011

Muzyka: (Big) Lebowski


Polska muzyka wciąż nie przestaje mnie zaskakiwać. Co rusz powstają projekty, które tworzą naprawdę ambitnie i z rozmachem. To tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że wcale nie odstajemy od „reszty świata”. Skłonny jestem nawet stwierdzić, że dorównujemy jej talentem, a czasem nawet przewyższamy umiejętnościami.

Scena progresywna w naszym kraju ma wielu zdolnych i zasłużonych przedstawicieli. Grup takich jak Riverside czy SBB nie trzeba przedstawiać. Są też młode dopiero co raczkujące projekty, które wydając swój debiut pukają do bram progrockowej czołówki. Jednym z nich jest Lebowski.
Skład uformował się na dobre już w 2002 roku. Na płytę trzeba więc było czekać 8 lat, ale Panowie w pełni wynagrodzili nam ten okres. Nagrali płytę, którą ciężko zaszufladkować. Niby to rock progresywny, ale mnóstwo tu różnych smaczków, orientalizmów. Jeżeli już pokusiłbym się o sklasyfikowanie Lebowskiego to 
najtrafniej opisuje ich termin artrock.


Cinematic” to prawie 70 minut niezwykle wysmakowanej muzyki. Może się wydawać, że to dużo, ale dla mnie długość każdej z dziesięciu kompozycji jest in plus. Z instrumentów płyną niezwykłe dźwięki i to powoduje, że tego czasu zwyczajnie się nie odczuwa. Dodatkowe smaczki takie jak np. oryginalne kwestie pochodzące z klasyków kina polskiego i światowego tylko podnoszą poziom kunsztu szczecińskiej formacji.
Nie jest to płyta łatwa i z pewnością nie przekona do siebie fanów mało ambitnego grania. Tacy z resztą po ten krążek nie sięgną chyba, że przekona ich moja recenzja. : ) Przejdźmy zatem do tego co na „Cinematic” najpiękniejsze, a więc do dźwięków.

Zaczynamy od „Trip to Doha”. Piękny, niezwykle orientalny początek, partia klawiszy, rytmiczna perkusja. Po chwili wchodzi gitara prowadząca i ta podróż naprawdę jest udana. Słychać także kwestię : „Nie trzeba zawiązywać oczu! Chcę patrzeć do końca” z „Kartoteki” Tadeusza Różewicza.

137 sec.” to znakomicie zgrana sekcja rytmiczna plus klimat, który tworzy partia orientalnie brzmiących instrumentów. Niezwykle udanym zabiegiem było tu użycie damskiego głosu, który raz śpiewa dobitnie, innym razem niemal na półgłosie. Kształtuje to tempo utworu, które jest niezwykle zmienne, ale to właśnie powoduje u słuchacza zaciekawienie. Chce się słuchać więcej i więcej…

Cinematic” to tytułowy utwór płyty. Rozpoczyna się zjawiskową, delikatną partią klawiszy, która mnie od razu wprawiła w trans. Dalej mamy do czynienia z romantyczną grą saksofonu , który jest siłą tego utworu. Tu też padają słowa Leona Niemczyka : „Mniemam, że od jednego końca świata do drugiego, historia miłości wszędzie jest jednakowa” Niezwykła wymowa tych słów w połączeniu z grą Lebowskiego tworzy magiczny klimat.

Old British Spy Movie” to ponad pięć minut czystej, nieskażonej nostalgii. Na uwagę zasługuje tu przesiąknięta smutkiem partia skrzypiec, ale z czasem utwór nabiera raczej radosnego charakteru. Lebowski wykorzystał tu też harfę i trąbkę. Tu właśnie zwalniamy by dalej móc rozkoszować się dźwiękami następnej kompozycji.

Iceland”, bo o niej mowa zaczyna się kwestią „Wszystko przebiega zgodnie z moim planem”. Tak też jest z muzyką Lebowskiego. Tu nie ma miejsca na pomyłki. Każdy dźwięk do siebie pasuje. Chwilę później padają słowa „Pójdziemy powitać drogiego nam gościa. Geniusz pochyli czoło przed mamoną” Są to kwestie zaczerpnięte z filmu „Hydrozagadka” w reżyserii Andrzeja Kondratiuka. Tych fragmentów z filmu jest tu więcej. Muzyka za to stanowi niejako tło wolno sącząc się i niemal hipnotyzując słuchacza.

Pozycja numer sześć to „Encore”. Utwór jest sam w sobie niezwykle francuski. Mamy partię akordeonu, a także kwestie z filmu „Braterstwo wilków” Christopha Gansa. Pięknie brzmią tu klawisze. Ze swojej strony dodam, że jestem fanem gry Marcina Łuczaja. Dzięki jego talentowi można odnieść wrażenie, że instrumentem prowadzącym grę Lebowskiego są właśnie klawisze. „Encore” to jeden z moich faworytów na „Cinematic”. To ponad sześć minut relaksu, odpłynięcia w inny świat.

Kolejnym moim faworytem jest „Aperitif For Breakfast (O.M.R.J.)". Uwodzi już sama gra pozytywki na początku. Dalej mamy progresywne granie na dobrym poziomie, takie jak lubię. Jest nawet nieco mocniej niż na innych kompozycjach. W okolicach piątej minuty słychać bardzo ładną gitarową solówkę, która ubogaca i kończy utwór.

W „Spiritual Machine” najbardziej podobają mi się te nerwowe dźwięki z syntezatorów. Idealnie łączą się z tym co gra tu Lebowski. Kompozycja sączy się delikatnie, ale mnie osobiście nie przekonuje. Nie mówię, że eksperyment z elektroniką się nie udał. Według mnie natomiast utwór jest zbyt jednostajny.

"The Storyteller (Svensson)" to ponownie lebowska nostalgia. Jest smutno, ale mimo wszystko czarująco. Pada tu kwestia „Zbierało się na deszcz, byłem zamyślony i nagle ktoś mi dał do ręki dwa złote. Mała różnica, uwierzcie mi… I takie konsekwencje” Urzeka partia klawiszy. W 4:25 przyspieszają co jest naprawdę udanym zabiegiem. Daje o sobie znać perkusja, gitara prowadząca wygrywa przyjemne dla ucha akordy. Utwór wieńczą sygnały z syntezatora.

Ostatni na płycie – „Human Error” to najdłuższa kompozycja. Transowa, powtarzająca się partia gitary, w oddali pogrywa fortepian. Istna progresja! Jest też saksofon, którego dźwięki koją moją duszę. Całość kończą odgłosy projektora filmowego, a obraz, który nam się wytworzył w wyobraźni powoli się zaciera…

Słuchając „Cinematic” aż ciężko uwierzyć, że to debiutancka płyta. Lebowski bowiem stworzył niezwykły concept album składając hołd wielkim postaciom polskiego kina. Nagrał krążek, który ciężko będzie przebić, ale to sprawia, że chce się czekać na nowe dokonania tej formacji. Jeżeli debiut był tak udany to dwójka powinna być jeszcze lepsza. Czas pokaże jak będzie w praktyce. Ja nie mogę się doczekać nowych dźwięków Lebowskiego, więc póki co pozostaje mi kończyć ową recenzję i zapuścić w głośnikach raz jeszcze „Cinematic”. Czołem!

10 komentarzy:

  1. Zachęcony Twoją recenzją zapoznałem się z płytą i się zawiodłem. Wątpię, czy jest to rock progresywny? Raczej coś podchodzącego pod alternatywę. Całkiem przyjemnie musi się słuchać Lebowskiego wieczorem, ale jakoś nie mam ochoty wracać do tej płyty.

    OdpowiedzUsuń
  2. Może nie stanę się fanatykiem tejże grupy, ale zachęciłem mnie tym tekstem i spędziłem wieczór przy ich muzyce :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Gabriel, termin "alternatywa" w dzisiejszych czasach jest już tak wyświechtany, że mogłeś sobie darować. : p Tak jak napisałem w tekście, najlepiej Lebowskiego opisuje termin artrock. Tyle w temacie. : )

    OdpowiedzUsuń
  4. Artrock? Kolejny gatunek muzyki wymyślony, żeby przyciągnąć ludzi do kupna płyty?;p Dobra już nie będę się czepiać.

    OdpowiedzUsuń
  5. Termin artrock wcale nie jest taki nowy. : p Nie czepiasz się tylko bronisz swoich racji. Tobie się album nie spodobał i pozostaje mi to uszanować. : )

    OdpowiedzUsuń
  6. Płyta jest znakomita i to tyle w temacie

    OdpowiedzUsuń
  7. Artrock jest jedną z sensowniejszych etykiet, jakie powstały. Niektóre gatunki faktycznie powstają na siłę, ale "artrock" pozwoliło opisać bardzo silny i niezwykły nurt

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie bawiąc sie w kategorie muzyczne bo i po co? trzeba przyznać że jest to bardzo ciekawy projekt muzyczny !! Juz dawno nie słyszałem tak ciekawego projektu na polskim rynku ! Polecam i pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  9. Jeśli o muzykę chodzi nie wszystko wszystkim musi się przecież podobać. Każdy dla siebie bez problemu może coś znaleźć. Teraz to fajnie, że są takie jak tutaj https://www.oleole.pl/glosniki-przenosne,_Creative.bhtml przenośne głośniki. Można sobie przez taki z telefonu czy tableta puszczać muzykę na przykład. I taki to wszędzie można ze sobą zabrać. Według mnie to dobry pomysł taki głośnik.

    OdpowiedzUsuń